piątek, 21 marca 2014

Być zwyciężonym i nie ulec - to zwycięstwo.


ROZDZIAŁ II

Starałam się ostrożnie przemierzać zamarznięte przecznice Zakopanego, jednak uporczywy ból głowy nie dawał za wygraną. Gdy zdołałam zajechać pod przychodnię, o mało co nie zostałam potrącona przez rozpędzoną ciężarówkę towarową. Weszłam do budynku cała roztrzęsiona i zmartwiona zaistniałą sytuacją. Spytałam dyżurującej pielęgniarki o stan ciężko rannego Marcela. Odpowiedziała z pretensją, że na pierwszym piętrze znajduje się jego dziewczyna, która powinna wszystkie wiadomości na ten temat konkretnie streścić. Idąc po schodach, potknęłam wysokiego bruneta, z gęstym zarostem, który posiadał mało spotykany kolor oczu. Jego noga, a właściwie jej dolna część wyglądała marnie. Mężczyzna poruszał się wyłącznie za pomocą szarawych kul. Wyminęłam go zwinnym ruchem, spoglądając przy tym w jego stronę spod byka. Parę kroków potem, doszłam do wniosku, że drugi raz widzę tą samą twarz, lecz nie zaprzątałam tym sobie mózgu, ponieważ dostrzegłam zapłakaną Laurę. Bez przemyśleń zaczęłam ją tulać i powtarzać, że wszystko będzie dobrze, że jej ukochany wyjdzie z tego cało i będziemy całą gromadą świętować jego powrót do zdrowia.

- Myślałam, że jak usłyszysz mój głos w słuchawce, to od razu się rozłączysz... - szlochała szeptem. - Wiem, że przed laty zachowałam się jak kretynka, wyśmiewając twoją zmarłą mamę, godnego podziwu ojca i opiekuńczego brata. Zawsze miałaś przy sobie wielu przyjaciół, markowe ubrania, większą sumę monet, czego ja niestety nie mogłam mieć i bardzo tego żałowałam, bo sama nie mogłam czegoś takiego doświadczyć.
- Teraz najważniejszy jest Marcel, rozumiesz? Dobrze, że przynajmniej umiesz się przyznać to tego, co się kiedyś stało. Możemy o tym porozmawiać później, bo akurat w tym momencie jest to drugorzędna i mało istotna sprawa.
- To przeze mnie twój przyjaciel cierpi... Gdybym pojechała z nim, może to ja bym znalazła się na jego miejscu, a on funkcjonował by jak każdy zdrowy i sprawny człowiek.
- Bóg wylosował jego i on musi to przeboleć, bo po mękach doznajemy największego szczęścia, jakim jest nasze, własne życie. Żadna z nas nie może się o to obwiniać.

Przez szybę przyglądałam się Marcelowi. Cała jego twarz była niemal że zmasakrowana. Pomimo tego, że został potrącony przez samochód, wyglądał katastrofalnie. Jedyne, co zachowało się w jednej kupie, był kręgosłup. Laurę posłałam do łazienki, aby przemyła rozmazany tusz oraz obmyła się zimną wodą, przez co lepiej się poczuje. Sama zaszłam do gabinetu lekarza prowadzącego, który miał dyżur i całą noc czuwał przy rannym. Opowiedziałam mu, że jestem jego dziewczyną, chociaż tak naprawę posunęłam się do kłamstwa, ale pragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej, aby uspokoić zszarpane nerwy i być pewną, że wyjdzie on z tego w jednym kawałeczku. Jednak to, co usłyszałam od profesora zadziałało na mnie, jak nóż w brzuchu.

- Zostanie on przetransportowany do Łodzi, gdzie przejdzie operację zespolenia obojczyka i kości udowej. Następnie czekają go miesiące ćwiczeń, aby dojść do formy po takiej szalonej przygodzie. - mruknął. - Chłopak miał wiele szczęścia, że dotarł do nas na czas. Proszę być dobrej wiary i nadziei, że wróci do pełnej sprawności.

Po rozmowie, zajęłam się załamaną dziewczyną, która majaczyła coś pod nosem. Była na mocnych lekach uspokajających, które otrzymała od służby medycznej, więc skutki uboczne mogą występować u tak młodych ludzi. Wykonałam telefon do jej starszego brata, który dwie godziny później, z trudem zabrał ją do swojego domu. Sama weszłam na salę oiomową i obok przyjaciela przespałam parę godzin. Z rana próbowałam z nim rozmawiać, lecz wciąż nie kontaktował z osobami. Wiedziałam, że ma tutaj doskonałą opiekę, więc zdecydowałam, że wrócę do domu, żeby na moment odpocząć i zwierzyć się rodzinie. Wychodząc, znów uderzyłam tego samego faceta, z którym mam do czynienia od dwóch dni. Tym razem nasze spotkanie zakończyło się gorzej, niż dwa poprzednie. Wpadając na oblodzoną powierzchnię, pociągnęłam za sobą bruneta, który z hukiem trzasnął o ziemię, upadając na moją lewą nogę.

- Cholera, dziewczyno, jak Ty chodzisz?! - zaczął krzyczeć donośnym tonem. - Wpadasz na mnie już któryś raz z rzędu i nawet nie powiesz żadnego słowa przepraszam! A teraz czuję, że przez Ciebie będę miał złamane biodro, do kompletu z nogą. - burknął.
- Ogromna szkoda, może przydadzą się panu wcześniejsze wakacje, bo jedyne co pan teraz umie robić, to zrzędzić i krzyczeć jak nędzna kobieta, której bandyta zabrał torebkę z mnóstwem pierdół. - zmierzyłam go wzrokiem. - Czas przejść mutację lub w końcu wydorośleć. - zaśmiałam się.
- Skoro jesteś taka przemądrzała, to sama spróbuj wstać z obolałym bokiem i skręconą kostką. Ja rozumiem, że mogłem się Tobie spodobać, mogłaś się mną zauroczyć lub zakochać, ale żeby ciągle na mnie wpadać jak po ogień?!
- Tym to mnie roześmiałeś. Musiałabym być upośledzona, żebyś mógł się mnie przypodobać. Z tego co wiem, jestem od urodzenia zdrowa umysłowo.
- No to chyba ja jestem totalnym niedorozwojem. - uśmiechnął się szeroko.
- Czy Ty mnie w tym momencie podrywasz? - zapytałam zdziwiona.
- Ależ skąd, ja próbuję wyrwać Cię na kawę z ciastkiem.
- No to wybacz, ale zły moment sobie wybrałeś. Dziękuję za bolejące kolano!

Szłam w stronę samochodu, kiedy uparty mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Nasze ciała znajdowały się naprzeciw siebie. Czułam jego oddech na swoim czole, zapach męskich perfum, do których mam słabość. Jednym słowem odpłynęłam, nie byłam w stanie się wyrwać, ponieważ ciemnooki posiadał w sobie coś przyciągającego i pociągającego.

- Dla mnie się nie odmawia, więc zapraszam Cię po raz drugi na kawę.
- Zrozum, że mam teraz masę spraw na głowie i nie mogę poświęcać czasu na takie bzdety z facetami. Zresztą nawet Cię nie znam, nie wiem nawet, jak masz na imię.
- Wyrecytuję jak w szkole podstawowej... Nazywam się Andrzej, mam paręnaście lat i chcę, abyś udała się ze mną na cappuccino. - odpowiedział z uśmiechem.
- To naprawdę zły adres, ponieważ preferuję latte macchiato.
- W takim razie, zostałem zmuszony do tego czynu. - zaśmiał się szyderczo.

Po tych słowach, wziął mnie na swoje ręce i przewieszona przez jego umięśnione ramię, zaczęłam się wyrywać i szarpać. Jednak nie miałam najmniejszych szans na pokonanie giganta. Większa część przechodniów zaczęła się z nas śmiać i plotkować w naszą stronę, wskazując na nas palcem. Jednak ja nadal próbowałam się wydostać z objęć Andrzeja, wciąż wykrzykując jego imię. W końcu dałam radę przekonać go, abym mogła stanąć na własne nogi. Wciąż trzymając moją rękę, mężczyzna błagał o spotkanie. Było wiele za i przeciw, aby się z nim umówić. Dałam mu pewne zagadnienie, aby wziął to sobie głęboko do serca.

- Umówię się z Tobą, ale pierw muszę zająć się rannym przyjacielem. Od razu ostrzegam - wyłącznie kawa! Żadnych pocałunków! Tym bardziej seksu, pieszczenia i tego typu zachowań, bo pójdziesz do grobu szybciej, niż się tego spodziewasz. Daję swój numer telefonu na karteczce. - wręczyłam świstek. - I to ja napiszę, kiedy mam czas i czy mogę się z Tobą zobaczyć. - pomachałam palcem.
- Zrozumiałem, żadnych wybryków! Jak w wojsku, ale lubię takie podejście. Tak więc do zobaczenia.... - wyciągnął rękę, lecz się zakłopotał z moim imieniem.
- Maja, Magda, obojętne to, jak sobie życzysz i jak jest wygodniej. Do za tydzień, dwa, może miesiąc, Andrzeju. - zaśmiałam się głośno i zajęłam miejsce kierowcy w czarnym passacie i parę minut później byłam w drodze do domu.














Nowe, nowe, nowe!
   Mało ciekawe, przepraszam...

5 komentarzy:

  1. a tam nudny!
    Oby Marcel wyszedł z tego cało.... Laura zszokowała mnie tym wyznaniem.... Takie rzeczy robić... SZOK O.o
    Wpadnięcie na Andrzeja z takim impetem- plus za to. Szkoda potłuczonych ciał, ale mam nadzieję, że było warto ^^
    zapraszam na rozdział u mnie http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo, myślałam, że ten pan to Grzesiu Łomacza! a tu Andrzejek ;D Nie mogę się doczekać ich spotkania. Dobrze, że ta Laura się trochę ogarnęła, bo będzie musiała przetrwać ten ciężki czas. Hmm, Marcel musi jechać do Łodzi? To bardzo bliskooo Andrzeja. :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie nudzy ze az masakra.. ;-;
    Atak serio to ZAJEBISTE :)
    pisz dalej, weny zycze i czekam na link :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to mało ciekawe? Jest super, bardzo podoba mi się taki Andrzej, uparciuch z niego, a Laura też niczego sobie. Mam nadzieję, że Marcel wyjdzie z tego cało. :)
    Pozdrawiam i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świeżo dodany szósty epizod. ;)
    http://corka-dziwki.blogspot.com/2014/03/epizod-6.html
    Zapraszam i pozdrawiam. ;D

    OdpowiedzUsuń